Dekorując choinkę znalazłam bombki zrobione 2 lata temu, kiedy dzieciaki miały 3 i 4 lata i też były chore przed świętami. Mieliśmy w domu całkiem sporo okrągłych podkładek pod piwo (Alu przydały się!), które zostały pracowicie pomalowane na dowolne kolory i jeszcze pracowiciej ozdobione brokatowym klejem, cekinami, stempelkami z ziemniaka i zakupami z pasmanterii.
I to te bombki teraz nadają charakter choince, bo te szklane, a zwłaszcza te większe szklane, znacząco się przerzedziły, a nawet bardzo znacząco.
Łańcuchy choinkowe powstały zgodnie z karteczką-niespodzianka z kalendarza adwentowego, a na czubku zawisł aniołek Wiktorii z białym welonem z firanki (Ewo, dzięki za ścinki!)
Iwona Piszczelska, grudzień 2010 r.
Po raz pierwszy zrobiliśmy kalendarz adwentowy.
Założenie było takie aby w kalendarzu były różne aktywności. Przyjemne, łatwe do zrobienia i angażujące do zabawy wszystkich członków rodziny.
W środku znalazły się więc różnorodne zadania:
– pieczemy pierniczki,
– uczymy się śpiewać wybraną kolędę,
– zabawa w “Gdybym był królem to kazałbym żeby wszyscy moi poddani….”
– nocny spacer z latarkami,
– gramy w totolotka, każdy skreśla sam,
– idziemy na sanki, teraz!
– robimy łańcuch na choinkę,
– zabawa w mówienie słów na ostatnią literę poprzedniego słowa,
– wspólne czytanie opowieści bożenarodzeniowej (z książeczki dla dzieci)
– wspólne czytanie fragmentu Biblii (wersja dla dorosłych)
– robimy odbitki z dłoni,
– robimy popcorn,
– robimy świąteczna girlandę,
– malujemy bombki,
– wyprawa do cukierni, każdy wybiera swoje ciastko sam,
– wysyłamy kartki świąteczne,
– list do św. Mikołaja,
– idziemy na dwór na bitwę w śnieżki (może też być bitwa na poduszki)
– robimy świąteczne zdjęcie (można się przebrać),
– dokończ zdanie: “Lubie moja siostrę (mamę, tatę) bo…
– 10 minut przytulanek,
– zabawa w wydłużanie zdania,
– itp
Żeby troszke jednak nad tym panować każdą kopertę opisałam na zewnątrz hasłami: plastyka, wyjście z domu, kuchnia, zabawa, słowa i jeśli zajęcie wymagało dużo czasu to czas. Dzięki temu mogliśmy wylosować najlepszą w danym momencie aktywność.
Najbardziej sprawdziły się krótkie zabawy słowne (bo łatwe do zrealizowania) i przebieranie do zdjęcia (dzieciaki były tym zachwycone).
Nie wszystko nam się udało: nie zaczęliśmy na czas i tak naprawdę jeszcze nie skończyliśmy – ostatnie kartki czekają na zdjęcie – wszystkie wyjścia z domu nie zostały zrealizowane przez chorowanie przed świętami.
CZAS – z nim chyba najtrudniej dojść do porozumienia.
Iwona Piszczelska, grudzień 2010 r.
Gdy zostajesz ukąszony przez jakieś zwierzę – stajesz się jego UKĄSKĄ. Znaczy się przekąsił cię na posiłek.
Kasztany rosną na kasztanowcu, a żołędzie na ŻOŁĘDZIOWCU.
A ślusarz zgodnie z nazwą powinien WYMIENIAĆ ŚLIMAKOM ŚLUZ.
– Beniu, tak niedawno się urodziłeś, a już masz prawie 5 lat. Zobacz jak ten czas płynie.
– Jak woda w wodospadzie – odpowiada Benio.
– Jak na karuzeli – dodaje Wiki.
Iwona Piszczelska, grudzień 2010 r.
Dzisiaj jest wielki dzień, ponieważ po miesiącach pustego okna w naszej sypialni pojawił się wreszcie karnisz. Po tym doniosłym wydarzeniu zostało trochę pustych tekturowych pudełek i foliowych torebek.
Pudełka zostały zagospodarowane przez Wiktorię i powstał z nich kolejny pies z futerkiem i okazałym ogonem zrobionymi z gazy wyjętej z naszego śmieciowego pudła.
Benio bardziej lubi lepić. Niedawno zrobił szczeniaczka. Jemu przydało się pudełko po kropelkach Zyrtec, które jest konstrukcją brzuszka. Na początku Beniowy piesek miał trochę dłuższą szyję, ale masa solna, zanim wyschła, opadła pod swoim własnym ciężarem i pies położył głowę na łapkach.
Iwona Piszczelska, październik 2010 r.
Portrety zimorodka i puchacza namalowała Wiki – 6 lat.
Iwona Piszczelska, październik 2010 r.
Podglądacze powstały z tekturowych rur.
Jeden został wyposażony w rękojeść ze szpulki po niciach oraz kołka do mocowania styropianu przy ocieplaniu elewacji, przywiezionego z placu budowy u dziadka.
Drugi był za krótki więc został przedłużony o kilka kółek po szerokiej taśmie klejącej.
cc
O koniu Gustawie muszę napisać więcej, gdyż zdecydowanie na to zasługuje.
Gustaw jest ukochaną pluszowanką mojego syna, ostatnio niepodważalnym autorytetem w sprawach plastycznych. Dla Gustawa są rysowane jabłka i marchewki, łąka do biegania, strumyczek z wodą, i nawet góra tak wysoka, że gdy wejdzie na nią nocą, to kopytkiem będzie strącał gwiazdy…
To Gustaw dodaje otuchy, gdy rysowanie konkretnych rzeczy wydaje się pięciolatkowi zbyt trudne i frustrujące. Dla ukochanego przyjaciela łatwiej próbować pokonać opór, jaki stanowi bardziej precyzyjne przedstawianie rzeczywistych przedmiotów.
Rozkosznie abstrakcyjne linie “do naprawiania samochodu” czy też do “ścinania drzew”, linie które potrafiły być dosłownie wszystkim, nawet projektem pokoju; oraz plamy precyzyjnie malowane, przemalowywane i często na koniec ginące w szarości sięgającej po łokcie, ustępują miejsca rozpaczliwym stwierdzeniom: „nie udaaało mi się”, “nie umieeem”, “daj mi nowa kartkeeę”…
Pierwszym zwiastunem nowego etapu było ” tutaj mi nie wyszło”, ze wskazaniem na jedną z plam, która dla oka patrzącego z zewnątrz, niczym nie różniła się od innych plam namalowanych na tej pracy. Beztroska radość z samego procesu malowania dojrzała do potrzeby przedstawienia konkretu. Podpowiedzi typu “narysuj duże kółko to będzie brzuszek, a teraz małe to będzie główka” nie znalazły zastosowania ani trochę, a nawet wręcz przeciwnie, bo mama potrafi a ja nie.
I wtedy pomógł Gustwek – położył się na kartce i chciał żeby go odrysować. Na początek odrysowywanie i kolorowanie Gustawa okazało się świetną zabawą. A potem Gustaw zaczął potrzebować rożnych rzeczy. Na początku zupełnie podstawowych, jak woda do picia i trawa do jedzenia. Ale szybko okazało się, że gdzieś musi schronić się przed deszczem, chciałby mieć piękną łąkę z kwiatkami do biegania, lubi jeść jabłka i marchewki i że samemu jest mu nudno i chciałby mieć przyjaciół.
I znowu rysowanie zrobiło się przyjemne, a Gustaw tylko stoi, przygląda się i komentuje, że woda w strumyczku zimna, ale kłaść się już nie musi.
Iwona Piszczelska, wrzesień 2010 r.
Dzik jest dziki, dzik jest zły,
dzik ma bardzo ostre kły.
Kto spotyka w lesie dzika,
ten na drzewo szybko zmyka.
Żyrafa tym głównie żyje,
Że w górę wyciąga szyję.
A ja zazdroszczę żyrafie,
Ja nie potrafię.
Iwona Piszczelska, marzec 2010 r.
Mamy w domu wielkie pudło z grubej tektury do którego zamiast do śmietnika trafiają najprzeróżniejsze “skarby” w rodzaju korków do wina, ślicznych opakowań, szpulek, przyniesionych z dworu kasztanów, kamyków, tasiemek, sznurków i innych tym podobnych rzeczy.
Wszystko to przydało się niesamowicie, gdy trzeba było zrobić ekologiczne, recyclingowe zwierzątko do przedszkola.
Motylek został narysowany i wycięty z tektury przeze mnie, a ozdobiony przez Wiktorię.
Z jednej strony ma namalowane kolorowe koła i zielonego smoka. Smok nie zieje wcale ogniem, on ma bardzo świeży oddech bo lubi myć zęby. Z drugiej strony motyl jest wyklejony taśmą dwustronną i ozdobiony śmieciowymi skarbami.
Materiały i narzędzia: czegóż tu nie było… Zużyłam mnóstwo kleju na gorąco w pistolecie aby mieć pewność, że nic nie odpadnie. Sama taśma dwustronna tym razem nie dała rady.
Śmieciowa zabawa ogarnęła cały dom i Benio również w niej uczestniczył – też chciał mieć swoje zwierzątko.
Pomysł realizowany z Wiktorią został ulepszony – Benio sam narysował kształt swojego motylka.
Poprzestał na ozdabianiu tekturowych skrzydeł farbami. Dodał motylkowi tylko jeden element wycięty z gąbki, przy czym długo zastanawiał się czy to będzie głowa, czy tez ogon. Ostatecznie zdecydował się przykleić oczy do części tekturowej i gąbka stała się ogonem.
Iwona Piszczelska, marzec 2010 r.
Gąbkowy zwierzyniec powstał zupełnie przypadkowo, kiedy w zgiętym na pół pasku starej gąbki Wiktoria dopatrzyła się ptaszka. Po doklejeniu oczek gąbka stała się przeuroczym małym pisklaczkiem.
Po jakimś czasie dołączyła cała reszta: jeleń, sowa, gąsienica i nietoperz.
Materiały i narzędzia: stara gąbka grubości 3cm, kiedyś nakładka na taboret. Przydały się marker do rysowania (rysowała Wiktoria) i solidne nożyce do wycinania, klej na gorąco.
Iwona Piszczelska, marzec 2010 r.
Benio na zajęciach plastycznych w Kampanilli zrobił wazonik dla babci. Zabawa masą bardzo mu się spodobała i chciał jeszcze ulepić coś dla dziadka. Zrobiliśmy więc w domu własną masę solną.
W ten sposób powstała sikorka, z dziobkiem z drewnianego spinacza oraz skrzydełkami i ogonkiem ze sztucznych liści.
Wiktoria oczywiście w tym czasie też nie próżnowała. Zrobiła króliczka z wielkimi wąsami ze sznurka z torebki od prezentów.
Wypiekanie przestrzennych prac jest wyzwaniem, bo nawet jeśli mają wewnętrzną konstrukcję (w przypadku zwierzaków to była szyszka) to łatwo deformują się pod własnym ciężarem.
Przed włożeniem do piekarnika wyjmuję koraliki i inne dodane elementy, a dziurki na nie trochę powiększam, bo w trakcie wypiekania zwiększa się objętość masy – w przypadku ptaszków daje to fajny efekt bo się “napuszają”. Po ostudzeniu oczka, skrzydełka, ogonek montujemy na miejsce dodając odrobinę masy.
No i oczywiście powstało też więcej wazoników. Środkowy to wazon-wulkan.
Babcia posiada dwa pieski, obydwa płci męskiej. Nazywają się Ginger i Amber. Wiktoria w ramach prezentu na Dzień Babci zapragnęła kupić jednemu z nich “żonę”. Była bardzo zawiedziona kiedy odmówiliśmy współpracy w kwestii szczeniaka, ale zgodziła się zrobić portret pieska.
Portret okazał się trójwymiarowy.
Iwona Piszczelska, styczeń 2010 r.
PS z 2020 r.
Nie ma już ani Gingera, ani Ambera, u Babci jest teraz Remi i Elza… Ale pozostały wspomnienia.
Dziesięć lat temu pisałam o blogu: „Wspólne zabawy plastyczne z dziećmi to powrót do świata wyobraźni. Będą tutaj historie rożnych prac, zabaw, projektów robionych z dziećmi, przez dzieci lub dla dzieci. Przez Wiktorię lat 5 i rok młodszego Benia oraz przeze mnie, bo ja tez uwielbiam farby, kredki, i wszelkie prace ręczne. I na pewno znajdą tutaj swoje miejsce również fotografie mojego męża Tomka.”
Robiąc nową stronę zdecydowałam się zachować archiwalne wpisy.
Może staną się one inspiracją do kolejnych zabaw?